Lubię Adwent, bo mnie całkowicie wykańcza. Trzeba rano ciało z łóżka zwlec, pomaszerować "sennym" krokiem na Roraty, potem polecieć na śniadanko z młodzieżą. Totalna "masakra". Ale, co tam... Raz się żyje. A adwentowe wariacje mają swój niepowtarzalny smak.
W sobotę pierwsze oznaki niewyspania. Organizmu nie oszukasz. Ale zmęczenie ciała smakuje wyśmienicie. Takie Boże zmęczenie, które sprawia, że gęba nie przestaje się uśmiechać. Bynajmniej u mnie. Są też pierwsze odkrycia. Nie wiem, czy zauważyliście, ale w czytaniach adwentowych dużo jest napisane o... oczach. Izajasz prawi o oczach, Ewangelie też o oczach, wszędzie oczy. Szczęśliwe i mniej szczęśliwe, szeroko otwarte i niewidome. Na Roratach też pełno oczów, powieki czasami opadają bezwiednie, ludzie się patrzą, przysypiają, różnie bywa. No więc te oczy w Adwencie są ważne, bo od spojrzenia zależy naprawdę dużo. Widzimy wiele, ale nie wszystko, co widzimy istnieje naprawdę. No i w tym miejscu dochodzimy do Jezusa...
Jezus te oczy ciągle dotyka. Epoka ślepców nigdy się nie kończy. Obok niewidomych widomi, ale oni czasami też nie widzą. I dlatego Jezus wkracza do akcji. Adwentowe wariacje z oczami, którym Jezus przywraca wzrok, nie przestają mnie wzruszać i fascynować. Nie będę pisał o oczach innych, ale o swoich trochę napomknę. Im bardziej jestem zmęczony owym porannym wstawaniem i przeżuwaniem z moją kochaną młodzieżą bułeczek z dżemikiem, tym mocniej zauważam (oczyma również) jak nijaki i mało wyrazisty staję się powoli, jako człowiek i ksiądz. Nie, to nie jest jakaś tam pokora (szczera czy fałszywa) ja po prostu to widzę. I jest mi szalenie głupio. Adwentowe nakładanie rąk Jezusa na nasze oczy czasami boli. Ale chyba tak ma być, to ma boleć. Paradoksalnie przez snem zafajdane oczka widać dużo, a Jezus adwentowym spojrzeniom daje maksymalną ostrość. Ciało i dusza. Dusza i ciało. Czuwają, choć tak bardzo są słabe. Na szczęście jest też Duch, który wszystko ożywia. I niech to robi dalej, by adwentowa szamotanina z ciałem i duszą wydała jakieś owoce.
I w tym momencie moja refleksja się kończy. Idę spać, bo rano trzeba wyczołgać się z łóżka. Potem do Piwnicy, bo bułki z piekarni przywożą, a może też do Żabki, coś dokupić, bo pięćdziesiąt bułek już nie wystarcza, młodzież z rana głodna i pożera wszystko namiętnie. A oczy niech dalej Jezus dotyka, by księżulo mógł widzieć, jeszcze głębiej i bardziej po Bożemu. Adwentowe szaleństwo trwa dalej. I Bogu dzięki...
ps. Z cyklu Adwentowy Kącik Poezji, krótki wiersz... o oczach...
oczy nie po to są by patrzeć
nieba nie złapie się łykiem spojrzenia
czasami trzeba oczy zamknąć na kłódkęw ciemnościach wykąpaćłapczywe źrenice
widzą naprawdę ci co nic nie widząkrzyczący w ciemnościach proszący o zmiłowanie
jest takie światło które oślepiaprzychodzi nagle przez drzwi powiek zamkniętewwierca się w tkankę nieśmiertelnej duszy
oczy nie po to są by patrzećziemi nie warto głaskać spojrzeniem
czasami trzeba oczy wystawić na próbęw świetle zanurzyćzdradliwe źrenice
widzą naprawdę ci co nic nie widzączekając na dotyk co otwiera oczy