Nie ma miesiąca, by na moim biurku nie lądowały książki,
płyty czy pisma traktujące o demonach. Będzie tego z 66,6 kilo. Jak
głosić Dobrą Nowinę, by ludzie nie zapamiętali z naszej gadaniny jedynie
krzyku: „Ciemność widzę, ciemność”?
Jeden z letnich festiwali młodych nad Wisłą. Pod sceną rozsiadł się spory tłumek uczestników rekolekcji. Na scenie prelegent. Opowiada od godziny o zagrożeniach duchowych. „Reiki, silva, joga, tarot, bioenergoterapia” – sączy się z głośników. W pewnym momencie prowadzący spotkanie podnosi do góry jakąś książkę. „Wiecie, co to jest?” – pyta. „Zło!” – rzuca głośno jakiś chłopak, wzbudzając ogólny rechot. Po spotkaniu młodzi podchodzą do organizatorów rekolekcji: „Kurczę, teraz to boimy się otworzyć lodówkę. A nuż wyskoczy z niej jakiś demon?”. To nie jest historia wyssana z palca. Uczestniczyłem w tych rekolekcjach, widziałem reakcje młodych. Prelegent miał zapewne dobre intencje, ale ja, wracając ze spotkania, zadawałem sobie jedno proste pytanie: „Jak głosić Dobrą Nowinę, by ludzie nie zapamiętali z naszej gadaniny jedynie słowa: »zło«?”.
Jeden z letnich festiwali młodych nad Wisłą. Pod sceną rozsiadł się spory tłumek uczestników rekolekcji. Na scenie prelegent. Opowiada od godziny o zagrożeniach duchowych. „Reiki, silva, joga, tarot, bioenergoterapia” – sączy się z głośników. W pewnym momencie prowadzący spotkanie podnosi do góry jakąś książkę. „Wiecie, co to jest?” – pyta. „Zło!” – rzuca głośno jakiś chłopak, wzbudzając ogólny rechot. Po spotkaniu młodzi podchodzą do organizatorów rekolekcji: „Kurczę, teraz to boimy się otworzyć lodówkę. A nuż wyskoczy z niej jakiś demon?”. To nie jest historia wyssana z palca. Uczestniczyłem w tych rekolekcjach, widziałem reakcje młodych. Prelegent miał zapewne dobre intencje, ale ja, wracając ze spotkania, zadawałem sobie jedno proste pytanie: „Jak głosić Dobrą Nowinę, by ludzie nie zapamiętali z naszej gadaniny jedynie słowa: »zło«?”.
To zwycięstwo szatana?
Temat egzorcyzmów i kapłanów wraca ostatnio w mediach jak bumerang. Abp Marek Jędraszewski, ordynariusz łódzki, 17 października stwierdził: „Sprawa straszenia złym duchem, widzenia Złego wszędzie... Takie niebezpieczeństwo niestety istnieje i to, trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, także – co może zabrzmieć paradoksalnie – w odniesieniu do księży, którym została zlecona misja bycia egzorcystą. Ten temat był poruszany na spotkaniu biskupów diecezjalnych w sierpniu tego roku na Jasnej Górze. (…) Tworzy się jakąś manichejską wizję świata: są siły zła, zdawałoby się nawet silniejsze niż Pan Jezus, a przecież słyszeliśmy wyraźnie – to jest zresztą tradycyjna nauka Kościoła – Chrystus swoim zmartwychwstaniem zło zwycięża. To wcale nie znaczy oczywiście, że zła nie ma. Bardzo na to zwraca uwagę ojciec święty Franciszek”. Biskup Andrzej Czaja, ordynariusz opolski, w kazaniu wygłoszonym 19 października do członków ruchów, wspólnot i stowarzyszeń katolickich obecnych na kongresie w Winowie powiedział: „Jest w nas dziwne niedowiarstwo odnośnie do Jego ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią, piekłem i Szatanem. Przejawia się to w dość częstej dzisiaj demonizacji. Prawie wszystko się już demonem wyjaśnia i główne zagrożenia dla życia wewnętrznego upatruje się w rzeczach zewnętrznych: horoskop, wahadełko. Tymczasem główne zagrożenie jest w środku – to skłonność do grzechu”. Po tych śmiałych, jednoznacznych wypowiedziach biskupów i informacji o karze nałożonej przez o. Wojciecha Ziółka na egzorcystę o. Aleksandra Posackiego w sieci (i w realu) zawrzało. Internauci nie doczytali, że zakaz publicznego sprawowania funkcji kapłańskich został nałożony, by „dać o. Posackiemu czas na refleksję co do stylu jego życia zakonnego oraz wierności w przestrzeganiu reguł i ślubów w Towarzystwie Jezusowym”. To było nieważne. Istotny był jeden wspólny refren mejli, komentarzy i SMS-ów. Powracał (nomen omen) jak mantra. Brzmiał: „To zwycięstwo Szatana”. Komentatorzy ubolewający nad kneblem nałożonym przez „liberalnych przełożonych” i wszechobecną cenzurą nawet nie zauważyli, że prawdziwym „zwycięstwem Szatana” (używając tej konstrukcji myślowej) są warczące słowa adresowane pod adresem biskupów i prowincjała jezuitów. W mediach pojawiło się mnóstwo wypowiedzi „ekspertów”. Brakowało jedynie Jacka Gmocha, który rozrysowałby na tablicach strategię z piekła rodem. Najgłośniej (jak zwykle) wybrzmiały sądy najbardziej skrajne, najczęściej bagatelizujące zagadnienie i reagujące na zakazane dziś słowo „zagrożenie duchowe” lekceważącym wzruszeniem ramion. Tymczasem ta batalia nie toczy się o to, czy informować o zagrożeniach duchowych, ale jak to czynić. Pytanie, czy pisać o pułapce bioenergoterapii lub magii, czy chować głowę w piasek, jest nonsensowne i stanowi problem typu „mamy myć ręce czy nogi?”. Oczywiście, że pisać! Wielokrotnie w GN przestrzegaliśmy przed zabawą w tarota, zaliczaniem kursów reiki czy silvy. Problemem jest umiejętne postawienie akcentów. „Chrześcijaństwo jest marszem życia przez cmentarze świata” – pisał w swej genialnej definicji Paul Evdokimov. Światło reflektora powinno padać na słowa „marsz życia”. Naprawdę nie ma sensu zajmowanie się „cmentarzami”.
Moda na demona?
Znajomy egzorcysta był często zapraszany do szkół. Po kilkunastu prelekcjach zaczął odmawiać. Powód? Uczniowie chcieli słyszeć jedynie o manifestacjach złego ducha, o skowycie opętanych, wypluwaniu gwoździ, opresjach, agresji, bluźnierstwach i wymiotowaniu na krzyż. Nie interesował ich dalszy ciąg: opowieść o świetle, o uwolnieniu, o miłości zrywającej więzy. Zatrzymywali się na klimatach rodem z „Nocy żywych trupów”. „Nie chcę już więcej robić reklamy demonowi” – stwierdził znajomy kapłan i zaczął konsekwentnie odrzucać propozycje spotkań. „Ciemność widzę, ciemność” – wołał Jerzy Stuhr w „Seksmisji”. Coraz częściej wołamy podobnie. Krzyk jest uzasadniony, bo – widać to z dnia na dzień wyraźniej – ciemności naprawdę kryją ziemię. Tyle że tej ponurej prognozy pogody nie zmienimy krzykiem i nieustannym ostrzeganiem o duchowych zagrożeniach. Czy pochłanianie książek o egzorcyzmach nie grozi tym, że na każdym kroku będziemy widzieć ciemną stronę mocy i zaczniemy liczyć, ile demonów czai się na tabletce homeopatycznej? Pamiętam pogodną twarz ojca Jacquesa Verlinde, który podczas rozmowy nieustannie wplątywał w swą opowieść słowo „światło”. W jego przypadku wypowiedzenie słów: „Jezus jest Panem” w czasie spotkania modlitewnego dało więcej niż wiele modlitw o uwolnienie! Francuz mówił mi wprost: „Ciemności nie usuwa się, wyrzucając ją przez okno wiadrem, ale włączając światło pstryczkiem”. Czas, w którym żyjemy, to istne tornado okultyzmu, ezoteryzmu, wróżbiarstwa, magii, bioenergoterapii, a egzorcyści mają pełne ręce roboty. W ciągu 15 lat ich liczba w Polsce wzrosła z czterech do aż 120 (w Europie więcej pracuje tylko we Włoszech). Dobro trzeba nazywać dobrem, zło – złem, to jasne. Boję się jedynie niezdrowej fascynacji „ciemną stroną”. Zachowajmy właściwe proporcje.
Absolutne posłuszeństwo
Gdy recenzowałem pierwszy numer miesięcznika „Egzorcysta”, napisałem w GN: „We wstępniaku Artur Winiarczyk, redaktor naczelny, stwierdza jednoznacznie: »Szatan istnieje. Jednak to nie on, lecz Chrystus jest fascynujący«, a jednocześnie ogromną większość tekstów poświęca podobno mniej fascynującej »ciemnej stronie mocy«. Oby nie była to pułapka, w którą wpadną w kolejnych numerach autorzy miesięcznika”. Sporo fermentu wprowadzili autorzy artykułu w „Tygodniku Powszechnym” „Egzorcyści-celebryci” (na okładce wylądował Bogu ducha winny ks. Michał Olszewski). Wylali dziecko z kąpielą, bagatelizując temat i sztucznie arbitralnie ustawiając egzorcystów i biskupów po dwóch stronach barykady. Czy słowo egzorcysty znaczy nad Wisłą więcej niż słowo biskupa? – To nonsens – odpowiada ks. Przemysław Sawa (egzorcysta, doktor teologii, adiunkt w Zakładzie Teologii Dogmatycznej na Wydziale Teologicznym UŚ w Katowicach, założyciel Diecezjalnej Szkoły Nowej Ewangelizacji w Bielsku-Białej).
– Protestuję głośno przeciwko jakiemukolwiek przeciwstawianiu egzorcystów ich biskupom! To manipulacja. Każdy egzorcysta jest powołany przez biskupa i absolutnie mu posłuszny. Działają w jedności. Co więcej, z tego posłuszeństwa płynie moc posługi uwalniania! To służba od początku do końca normowana przez Kościół, a nie działalność na własną rękę! Jezuita Wojciech Żmudziński na portalu Deon w głośnym artykule „Egzorcysta narzędziem Boga czy Szatana?” zarzucił egzorcystom niezdrową fascynację złem. Czy tak jest w istocie? Myślę, że to zarzut spreparowany przez media. Dziennikarze w czasie wywiadu z egzorcystą nie rozmawiają o Światowych Dniach Młodych czy przygotowaniach do setnych Derbów Śląska, tylko zadają konkretne pytania o manifestacje Złego i listę przekleństw, które wyrzuca z siebie w czasie modlitwy o uwolnienie, a później zarzucają rozmówcom, że… skupiają się na ciemnej stronie mocy. Błędne koło. Sam znam wielu kapłanów powołanych do tej posługi i widzę, że lwią część ich nauczania stanowi opowieść o świetle. – Fascynacja złem jest niezdrowa – nie ma wątpliwości ks. dr hab. Leszek Misiarczyk, egzorcysta w Płocku. – Gdy zostałem egzorcystą, znajomi mówili: „Opowiadaj nam teraz o demonach”. „Przepraszam bardzo – odpowiadałem – jestem księdzem i będę opowiadał przede wszystkim o Jezusie i Jego świetle”. Wszelka koncentracja na złu jest ślepą uliczką. Wzorem naszej ewangelizacji jest to, co robił św. Paweł. On szedł i głosił Jezusa. I w konsekwencji tego głoszenia ujawniały się demony. Ale on mówił o świetle, a nie „wywoływał wilka z lasu”. Głosił Jezusa, a złe duchy reagowały rykiem sprzeciwu. Jesteśmy zaproszeni do ewangelizowania. Na różnym szczeblu. Od Watykanu (powstała przecież Rada Nowej Ewangelizacji) po parafię. To jest misja Kościoła. Reszta to konsekwencje tej drogi. Zobaczmy, jak wiele uwolnień dokonuje się w czasie modlitwy uwielbienia, śpiewania pełnych radości pieśni chwały. To jedyne nasze zadanie: uwielbianie Boga. Non stop. Z drugiej strony bardzo niezdrowym zjawiskiem jest nieuwzględnianie obecności Szatana w świecie. O Szatanie mówią wyraźnie Biblia i katechizm. Kto neguje jego istnienie, stawia się poza wiarą Kościoła – Trzeba zmienić środek ciężkości w dyskusji nad egzorcyzmami – dopowiada ks. Michał Olszewski, egzorcysta diecezji kieleckiej. – To jest posługa miłości, a nie demonizowanie rzeczywistości. Kościół katolicki nie zajmuje się tropieniem Szatana. Kościół ma narzędzia liturgiczne pomagające osobom ochrzczonym, które na swojej drodze weszły w kontakt z siłami zła i są dręczone. Jeśli te osoby szukają pomocy, odpowiedzią na te poszukiwania jest właśnie egzorcyzm, czyli posługa miłości Kościoła wobec tych ludzi – tłumaczy sercanin. – Nasze doświadczenie pokazuje, że to nie jest tropienie zła, tylko przychodzenie z pomocą ludziom, którzy cierpią. – Nigdy nie demonizowałem świata, staram się wybijać innych z takiego myślenia – dopowiada ks. Przemysław Sawa, kapłan, z którego starano się zrobić „naczelnego oszołoma III RP”.
Cztery miesiące temu media zestawiły dwie postawy: egzorcysty z Bielska, „straszącego duchowymi zagrożeniami”, i ks. Bonieckiego, rzucającego z uśmiechem: „Adam (Nergal – przyp. red.) to miły człowiek. Diabeł nie wchodzi przez darcie Biblii czy muzykę Behemotha. To zwykłe jasełka”. – Czasami spotykam ludzi, którzy wszędzie węszą diabła. Jestem pierwszą osobą, która powie: „Zaraz, zaraz. Niekoniecznie trzeba czarno to widzieć. Nie tędy droga” – opowiada ks. Sawa. – Natomiast w posłudze ewangelizacyjnej istnieje też element uwolnienia, kwestia zagrożeń duchowych. To jeden z elementów nawrócenia i przyjęcia Jezusa jako Pana swego życia. Zarzucono mi propagowanie „ciemnej strony mocy”. Tych, którzy tak napisali, zapraszam na spotkania Szkoły Ewangelizacji w Bielsku, na spotkania modlitewne, które od lat animuję, na Msze z modlitwą o uzdrowienie. Można zerknąć do moich książek (znamienny tytuł: „Zwycięstwo światłości”!), posłuchać homilii, zobaczyć uliczne ewangelizacje, porozmawiać z tysiącami osób, które zetknęły się z działalnością naszej wspólnoty. Nigdy, absolutnie nigdy nie skupiam się na złu. Mówimy przede wszystkim o Jezusie. Pamiętajmy jednak, że On sam przestrzegał: „Bójcie się Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. Nigdy temat ciemności nie stanowił głównego nurtu nauczania! Głoszę kerygmat, zbawienie w Jezusie, życie w obfitości, światło. Ale częścią tej opowieści jest też maleńki akapit poświęcony temu, który nam zagraża. Dodajmy: Jezus całkowicie panuje na tą ciemną rzeczywistością. – Dobrze, że uwrażliwiamy dziś wiernych na działanie demona – podsumowuje ks. Jan Reczek, ceniony krakowski rekolekcjonista, autor bestsellera „To Jezus leczy złamanych na duchu”. – Demaskujemy je. Ale stawiajmy właściwie akcenty: pamiętajmy, że pierwszym posłaniem Kościoła jest głoszenie światu Dobrej Nowiny, a nie demona! On wychodzi w tle, przy okazji głoszenia opowieści o świetle! Niezwykle trafny zwrot „wychodzi w tle” to kwintesencja problemu. W czasie wielotysięcznych Tyskich Wieczorów Uwielbienia nie usłyszymy litanii zagrożeń duchowych. To wieczór chwały, uwielbienia Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. A jednak podczas modlitwy przez głośniki padają słowa poznania o uwolnieniu ludzi zniewolonych tarotem, bioenergoterapią czy jakąś formą okultyzmu. Diabeł wychodzi w tle.
Temat egzorcyzmów i kapłanów wraca ostatnio w mediach jak bumerang. Abp Marek Jędraszewski, ordynariusz łódzki, 17 października stwierdził: „Sprawa straszenia złym duchem, widzenia Złego wszędzie... Takie niebezpieczeństwo niestety istnieje i to, trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, także – co może zabrzmieć paradoksalnie – w odniesieniu do księży, którym została zlecona misja bycia egzorcystą. Ten temat był poruszany na spotkaniu biskupów diecezjalnych w sierpniu tego roku na Jasnej Górze. (…) Tworzy się jakąś manichejską wizję świata: są siły zła, zdawałoby się nawet silniejsze niż Pan Jezus, a przecież słyszeliśmy wyraźnie – to jest zresztą tradycyjna nauka Kościoła – Chrystus swoim zmartwychwstaniem zło zwycięża. To wcale nie znaczy oczywiście, że zła nie ma. Bardzo na to zwraca uwagę ojciec święty Franciszek”. Biskup Andrzej Czaja, ordynariusz opolski, w kazaniu wygłoszonym 19 października do członków ruchów, wspólnot i stowarzyszeń katolickich obecnych na kongresie w Winowie powiedział: „Jest w nas dziwne niedowiarstwo odnośnie do Jego ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią, piekłem i Szatanem. Przejawia się to w dość częstej dzisiaj demonizacji. Prawie wszystko się już demonem wyjaśnia i główne zagrożenia dla życia wewnętrznego upatruje się w rzeczach zewnętrznych: horoskop, wahadełko. Tymczasem główne zagrożenie jest w środku – to skłonność do grzechu”. Po tych śmiałych, jednoznacznych wypowiedziach biskupów i informacji o karze nałożonej przez o. Wojciecha Ziółka na egzorcystę o. Aleksandra Posackiego w sieci (i w realu) zawrzało. Internauci nie doczytali, że zakaz publicznego sprawowania funkcji kapłańskich został nałożony, by „dać o. Posackiemu czas na refleksję co do stylu jego życia zakonnego oraz wierności w przestrzeganiu reguł i ślubów w Towarzystwie Jezusowym”. To było nieważne. Istotny był jeden wspólny refren mejli, komentarzy i SMS-ów. Powracał (nomen omen) jak mantra. Brzmiał: „To zwycięstwo Szatana”. Komentatorzy ubolewający nad kneblem nałożonym przez „liberalnych przełożonych” i wszechobecną cenzurą nawet nie zauważyli, że prawdziwym „zwycięstwem Szatana” (używając tej konstrukcji myślowej) są warczące słowa adresowane pod adresem biskupów i prowincjała jezuitów. W mediach pojawiło się mnóstwo wypowiedzi „ekspertów”. Brakowało jedynie Jacka Gmocha, który rozrysowałby na tablicach strategię z piekła rodem. Najgłośniej (jak zwykle) wybrzmiały sądy najbardziej skrajne, najczęściej bagatelizujące zagadnienie i reagujące na zakazane dziś słowo „zagrożenie duchowe” lekceważącym wzruszeniem ramion. Tymczasem ta batalia nie toczy się o to, czy informować o zagrożeniach duchowych, ale jak to czynić. Pytanie, czy pisać o pułapce bioenergoterapii lub magii, czy chować głowę w piasek, jest nonsensowne i stanowi problem typu „mamy myć ręce czy nogi?”. Oczywiście, że pisać! Wielokrotnie w GN przestrzegaliśmy przed zabawą w tarota, zaliczaniem kursów reiki czy silvy. Problemem jest umiejętne postawienie akcentów. „Chrześcijaństwo jest marszem życia przez cmentarze świata” – pisał w swej genialnej definicji Paul Evdokimov. Światło reflektora powinno padać na słowa „marsz życia”. Naprawdę nie ma sensu zajmowanie się „cmentarzami”.
Moda na demona?
Znajomy egzorcysta był często zapraszany do szkół. Po kilkunastu prelekcjach zaczął odmawiać. Powód? Uczniowie chcieli słyszeć jedynie o manifestacjach złego ducha, o skowycie opętanych, wypluwaniu gwoździ, opresjach, agresji, bluźnierstwach i wymiotowaniu na krzyż. Nie interesował ich dalszy ciąg: opowieść o świetle, o uwolnieniu, o miłości zrywającej więzy. Zatrzymywali się na klimatach rodem z „Nocy żywych trupów”. „Nie chcę już więcej robić reklamy demonowi” – stwierdził znajomy kapłan i zaczął konsekwentnie odrzucać propozycje spotkań. „Ciemność widzę, ciemność” – wołał Jerzy Stuhr w „Seksmisji”. Coraz częściej wołamy podobnie. Krzyk jest uzasadniony, bo – widać to z dnia na dzień wyraźniej – ciemności naprawdę kryją ziemię. Tyle że tej ponurej prognozy pogody nie zmienimy krzykiem i nieustannym ostrzeganiem o duchowych zagrożeniach. Czy pochłanianie książek o egzorcyzmach nie grozi tym, że na każdym kroku będziemy widzieć ciemną stronę mocy i zaczniemy liczyć, ile demonów czai się na tabletce homeopatycznej? Pamiętam pogodną twarz ojca Jacquesa Verlinde, który podczas rozmowy nieustannie wplątywał w swą opowieść słowo „światło”. W jego przypadku wypowiedzenie słów: „Jezus jest Panem” w czasie spotkania modlitewnego dało więcej niż wiele modlitw o uwolnienie! Francuz mówił mi wprost: „Ciemności nie usuwa się, wyrzucając ją przez okno wiadrem, ale włączając światło pstryczkiem”. Czas, w którym żyjemy, to istne tornado okultyzmu, ezoteryzmu, wróżbiarstwa, magii, bioenergoterapii, a egzorcyści mają pełne ręce roboty. W ciągu 15 lat ich liczba w Polsce wzrosła z czterech do aż 120 (w Europie więcej pracuje tylko we Włoszech). Dobro trzeba nazywać dobrem, zło – złem, to jasne. Boję się jedynie niezdrowej fascynacji „ciemną stroną”. Zachowajmy właściwe proporcje.
Absolutne posłuszeństwo
Gdy recenzowałem pierwszy numer miesięcznika „Egzorcysta”, napisałem w GN: „We wstępniaku Artur Winiarczyk, redaktor naczelny, stwierdza jednoznacznie: »Szatan istnieje. Jednak to nie on, lecz Chrystus jest fascynujący«, a jednocześnie ogromną większość tekstów poświęca podobno mniej fascynującej »ciemnej stronie mocy«. Oby nie była to pułapka, w którą wpadną w kolejnych numerach autorzy miesięcznika”. Sporo fermentu wprowadzili autorzy artykułu w „Tygodniku Powszechnym” „Egzorcyści-celebryci” (na okładce wylądował Bogu ducha winny ks. Michał Olszewski). Wylali dziecko z kąpielą, bagatelizując temat i sztucznie arbitralnie ustawiając egzorcystów i biskupów po dwóch stronach barykady. Czy słowo egzorcysty znaczy nad Wisłą więcej niż słowo biskupa? – To nonsens – odpowiada ks. Przemysław Sawa (egzorcysta, doktor teologii, adiunkt w Zakładzie Teologii Dogmatycznej na Wydziale Teologicznym UŚ w Katowicach, założyciel Diecezjalnej Szkoły Nowej Ewangelizacji w Bielsku-Białej).
– Protestuję głośno przeciwko jakiemukolwiek przeciwstawianiu egzorcystów ich biskupom! To manipulacja. Każdy egzorcysta jest powołany przez biskupa i absolutnie mu posłuszny. Działają w jedności. Co więcej, z tego posłuszeństwa płynie moc posługi uwalniania! To służba od początku do końca normowana przez Kościół, a nie działalność na własną rękę! Jezuita Wojciech Żmudziński na portalu Deon w głośnym artykule „Egzorcysta narzędziem Boga czy Szatana?” zarzucił egzorcystom niezdrową fascynację złem. Czy tak jest w istocie? Myślę, że to zarzut spreparowany przez media. Dziennikarze w czasie wywiadu z egzorcystą nie rozmawiają o Światowych Dniach Młodych czy przygotowaniach do setnych Derbów Śląska, tylko zadają konkretne pytania o manifestacje Złego i listę przekleństw, które wyrzuca z siebie w czasie modlitwy o uwolnienie, a później zarzucają rozmówcom, że… skupiają się na ciemnej stronie mocy. Błędne koło. Sam znam wielu kapłanów powołanych do tej posługi i widzę, że lwią część ich nauczania stanowi opowieść o świetle. – Fascynacja złem jest niezdrowa – nie ma wątpliwości ks. dr hab. Leszek Misiarczyk, egzorcysta w Płocku. – Gdy zostałem egzorcystą, znajomi mówili: „Opowiadaj nam teraz o demonach”. „Przepraszam bardzo – odpowiadałem – jestem księdzem i będę opowiadał przede wszystkim o Jezusie i Jego świetle”. Wszelka koncentracja na złu jest ślepą uliczką. Wzorem naszej ewangelizacji jest to, co robił św. Paweł. On szedł i głosił Jezusa. I w konsekwencji tego głoszenia ujawniały się demony. Ale on mówił o świetle, a nie „wywoływał wilka z lasu”. Głosił Jezusa, a złe duchy reagowały rykiem sprzeciwu. Jesteśmy zaproszeni do ewangelizowania. Na różnym szczeblu. Od Watykanu (powstała przecież Rada Nowej Ewangelizacji) po parafię. To jest misja Kościoła. Reszta to konsekwencje tej drogi. Zobaczmy, jak wiele uwolnień dokonuje się w czasie modlitwy uwielbienia, śpiewania pełnych radości pieśni chwały. To jedyne nasze zadanie: uwielbianie Boga. Non stop. Z drugiej strony bardzo niezdrowym zjawiskiem jest nieuwzględnianie obecności Szatana w świecie. O Szatanie mówią wyraźnie Biblia i katechizm. Kto neguje jego istnienie, stawia się poza wiarą Kościoła – Trzeba zmienić środek ciężkości w dyskusji nad egzorcyzmami – dopowiada ks. Michał Olszewski, egzorcysta diecezji kieleckiej. – To jest posługa miłości, a nie demonizowanie rzeczywistości. Kościół katolicki nie zajmuje się tropieniem Szatana. Kościół ma narzędzia liturgiczne pomagające osobom ochrzczonym, które na swojej drodze weszły w kontakt z siłami zła i są dręczone. Jeśli te osoby szukają pomocy, odpowiedzią na te poszukiwania jest właśnie egzorcyzm, czyli posługa miłości Kościoła wobec tych ludzi – tłumaczy sercanin. – Nasze doświadczenie pokazuje, że to nie jest tropienie zła, tylko przychodzenie z pomocą ludziom, którzy cierpią. – Nigdy nie demonizowałem świata, staram się wybijać innych z takiego myślenia – dopowiada ks. Przemysław Sawa, kapłan, z którego starano się zrobić „naczelnego oszołoma III RP”.
Cztery miesiące temu media zestawiły dwie postawy: egzorcysty z Bielska, „straszącego duchowymi zagrożeniami”, i ks. Bonieckiego, rzucającego z uśmiechem: „Adam (Nergal – przyp. red.) to miły człowiek. Diabeł nie wchodzi przez darcie Biblii czy muzykę Behemotha. To zwykłe jasełka”. – Czasami spotykam ludzi, którzy wszędzie węszą diabła. Jestem pierwszą osobą, która powie: „Zaraz, zaraz. Niekoniecznie trzeba czarno to widzieć. Nie tędy droga” – opowiada ks. Sawa. – Natomiast w posłudze ewangelizacyjnej istnieje też element uwolnienia, kwestia zagrożeń duchowych. To jeden z elementów nawrócenia i przyjęcia Jezusa jako Pana swego życia. Zarzucono mi propagowanie „ciemnej strony mocy”. Tych, którzy tak napisali, zapraszam na spotkania Szkoły Ewangelizacji w Bielsku, na spotkania modlitewne, które od lat animuję, na Msze z modlitwą o uzdrowienie. Można zerknąć do moich książek (znamienny tytuł: „Zwycięstwo światłości”!), posłuchać homilii, zobaczyć uliczne ewangelizacje, porozmawiać z tysiącami osób, które zetknęły się z działalnością naszej wspólnoty. Nigdy, absolutnie nigdy nie skupiam się na złu. Mówimy przede wszystkim o Jezusie. Pamiętajmy jednak, że On sam przestrzegał: „Bójcie się Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. Nigdy temat ciemności nie stanowił głównego nurtu nauczania! Głoszę kerygmat, zbawienie w Jezusie, życie w obfitości, światło. Ale częścią tej opowieści jest też maleńki akapit poświęcony temu, który nam zagraża. Dodajmy: Jezus całkowicie panuje na tą ciemną rzeczywistością. – Dobrze, że uwrażliwiamy dziś wiernych na działanie demona – podsumowuje ks. Jan Reczek, ceniony krakowski rekolekcjonista, autor bestsellera „To Jezus leczy złamanych na duchu”. – Demaskujemy je. Ale stawiajmy właściwie akcenty: pamiętajmy, że pierwszym posłaniem Kościoła jest głoszenie światu Dobrej Nowiny, a nie demona! On wychodzi w tle, przy okazji głoszenia opowieści o świetle! Niezwykle trafny zwrot „wychodzi w tle” to kwintesencja problemu. W czasie wielotysięcznych Tyskich Wieczorów Uwielbienia nie usłyszymy litanii zagrożeń duchowych. To wieczór chwały, uwielbienia Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. A jednak podczas modlitwy przez głośniki padają słowa poznania o uwolnieniu ludzi zniewolonych tarotem, bioenergoterapią czy jakąś formą okultyzmu. Diabeł wychodzi w tle.
Marcin Jakimowicz
GN 46/2013